wtorek, 15 grudnia 2009

Living Colour

(Uwaga: już kiedyś tutaj o nich pisałem, ale jest nowa muza!)
Czterech Afroamerykanów, którzy postanowili grać ciężką muzę, co raczej stanowi domenę białych, grubycg facetów. Ale oprócz ciężkich riffów w ich muzyce zawsze było sporo funku, trochę soulu i niesamowicie dużo charyzmy. Namieszali pierwszą płytą i choć kolejne (z przerwami w działalności) nie były chyba gorsze, popularności nie odzyskali. Co nie przeszkadza im koncertować, a są wyśmienitymi instrumentalistami! Kiedyś uznałem ich za mój zespół number 1. Wciąż są wysoko na mojej liście ulubionych zespołów.






Brak komentarzy: