niedziela, 4 stycznia 2009

Guns N`Roses – „Chinese Democracy”

Wracam do tematu już poruszanego, ale… miała to być płyta wielkiego powrotu. Axl Rose ngrywał ją kilkanaście lat. W tym czasie odbijała mu palma, i choć wiem, że ma chłopak osobowość, która przyciągała fanów, to właśnie ona go również zniszczyła. W tym czasie zmienił się rynek muzyczny, fani podorastali, mody muzyczne śmigały jak rządowe samoloty. A Axl stworzył potworka, którego nie da się słuchać. Bardzo, bardoz mi przykro. Tym bardziej, że nagrał płytę pod nazwą Guns N`Roses. Nie, nie zniszczył legendy. Chyba, że wyda więcej płyt. Czy naprawdę nie mógł nazwać tego zupełnie innego od starych Gunsów składu np. Axl and Roses? Muzyka jest nijaka, niezbyt nawet przebojowa, nie mówiąc o „pazurze”, który miały nagrania oryginalnego zespołu. Istnieje w historii muzyki rozrywkowej takie zespoły albo co najmniej tandemy wokalista – kompozytor, które nie powinny się nigdy rozstawać dla dobra swojego i swoich fanów. Tak chyba jest z Axlem i Slashem. Razem – geniusze, osobno – kicha. Pozwólcie, że pozostanę przy starych płytach Guns N`Roses… Człowiek był młody, miał marzenia a ta muzyka dodawała nam mocy.





Brak komentarzy: