poniedziałek, 16 czerwca 2008

Centrum Sztuki Współczesnej Toruń

W sobotę w Toruniu dokonano uroczystego otwarcia Centrum Sztuki Współczesnej. Niestety brak czasu i obowiązki nie pozwoliły mi obejrzeć proponowanych wystaw (postaram się niedługo to zrobić), ale za to wieczorem byłe na koncercie będącym, jak to konferansjer powtarzał wielokrotnie, prezentem dla mieszkańców Toruniu i regionu (a ja to co?!) od CSW.
Koncert rozpoczęli 3moonboys, projekt powstały po rozpadzie Charlie Sleeps i Piątej Strony Świata. Grają romantyczno – hałaśliwe kompozycje nie najłatwiejsze w odbiorze. Nie zniechęcajcie się jednak, po wysłuchaniu koncertu, myślę, że warto zapoznać się z ich, dwiema jak do tej pory, płytami. Trzecia podobno w tym roku.
Kolejnym zaproszonym zespołem była Potty Umbrella. Tworzą go muzycy grający dawniej w Tissura Ani i Something Like Elvis. No to już wiadomo, że było świetnie. Nie wiem jak określić muzykę, którą chłopaki grają z takim zaangażowaniem. Podobno oni sami mówią na to „aktywny psychotrans z elementami elektrojazzu”. I coś w tym jest. Motoryczne, transowe kompozycje z jazzowymi motywami. A na scenie energia, gra na dwóch perkusjach, wymienianie się instrumentami. Numery Potty Umbrella sprawdzają się w żywym graniu znakomicie. Również zachęcam do zapoznania się z ich płytami. Nie wspominam już o ich wcześniejszym Something Like Elvis, bo to zespół legenda!
Pierwsza część koncertu miała więc posmak gitarowo – elektroniczny, druga bardziej elektroniczny.
Niestety pierwszy gość zagraniczny nie trafił w swój czas, a może publiczność oczekiwała czegoś innego. W każdym razie Kalabrese z grupą Rumpelorchester (ze Szwjacarii, ale żadne chyba Szwajcarem nie był!) ze swoją mieszanką house, minimal, funk i down tempo otarł się niechcący o kabaret. Ludziom nawet tańczyć się nie chciało. Za to Kalabrese nabrał scenicznego doświadczenia i będzie już wiedział co robić, jak jego muza sobie a publiczność sobie... I jeszcze jedno: chłopie, nie powinieneś nawet próbować śpiewać!
A potem nadejszła ta wiekopomna chwila i zagrała gwiazda czyli FlyKKiller! To nasza Pati Yang, jej mąż Stephen Hilton gitara i elektronika i perkusista, którego nazwiska nie pomnę. Pati, na swoich albumach taka wyciszona, trip-hopowa i zwiewna, w tym projekcie zaprezentowała się z zupełnie innej strony. Począwszy od poweru w głosie, poprzez niezwykłą energię, ruchliwość, skończywszy na rzucaniu statywem od mikrofonu! Zagrali numery z płyty FlyKKiller, nowy utwór, którego wcześniej razem nawet nie grali!, dekret o wprowadzeniu stanu wojennego (sic!) i dwa kowery. Godzina muzyki do tańca, ale agresywnej, z ciężkimi bitami, gitarą Stephena, przeszkadzajkami Pati a przede wszystkim jej głosem minął zdecydowanie zbyt szybko. Koniecznie idźcie na ich koncert!

PS. Tak źle oświetlonej sceny, niechlujnie i przypadkowo, nie widziałem dawno. Nie tylko ja, ze swoim amatorskim sprzętem fotograficznym, miałem problemy ze zrobieniem zdjęć. Ale kilka zamieszczam.

Brak komentarzy: